6/23/2014

OFELIA - "Hamlet" Wiliama Szekspira [Biblioteka analiz literackich]


OFELIA

Towarzyszka księcia, Ofelia, weszła w świadomość potomnych jako symbol cichego, żałosnego obłąkania. Miarą czułego, dobrotliwego serca Szekspira jest to, co zrobił dla tej postaci, biorąc ją z Bratobójstwa ukaranego, gdzie w obłędzie swoim zachowywała się napastliwie, nieprzyzwoicie wobec błazna Phantasmo, ścigając go swoją miłością. Szekspir, przypuszczalnie pomny zdarzeń w Stratfordzie w związku z osobą nieszczęśliwej Katarzyny Hamnet, która utopiła się po stracie ukochanego, otoczył śmierć Ofelii nimbem niezapomnianej poezji. Melancholijnie brzmią jej piosenki ludowe, nucone w okresie obłędu. Odzwierciedlają się w nich tragiczne powikłania jej życia, złamanego wypadkami, w które los wplątał jej ukochanego. Pozbawiona opieki matki, zdana na wolę nieroztropnego ojca i gwałtownego brata, dała się w swej naiwnej prostocie ducha użyć jako przynęta polityki króla i ojca, co odstręczyło od niej królewicza. Razem z ojcem uległa złudzeniu, że jej odmowa stała się źródłem obłąkania Hamleta.
Kłamstwo, które popełniła, twierdząc w czasie spotkania z księciem, że ojciec przebywa w swoim mieszkaniu, kiedy w istocie ukrywał się za kotarą razem z królem i podsłuchiwał ich rozmowę, przypłaciła utratą zaufania Hamleta. Była świadkiem takiego silnego rozdrażnienia Hamleta, iż uwierzyła w jego obłąkanie, wyrażając żal nad nim i nad sobą:

O, jak szlachetny duch zwichnięty został!
Dworaka, wodza, mędrca ton, miecz, umysł;
Kwiat oczekiwań potężnego państwa,
Wzór ukształcenia, zwierciadło poloru,
Cel zwracającej się uwagi świata:
Wszystko to, wszystko wniwecz obrócone!
I ja, ze wszystkich kobiet najnędzniejsza,
Com ssała nektar słodkich jego ślubów,
Skazanam teraz widzieć tę wspaniałą,
Wybraną duszę, jak spękany dzwonek,
Chrapliwe tylko wydającą dźwięki;
To czyste źródło bogatej młodości
Zmącone szałem. O, czemuż musiałam
Ujrzeć, co widzę, widzieć, co widziałam!
(III, 1)

Podczas przedstawienia Zabójstwa Gonzagi, szczególnie przed rozpoczęciem gry i podczas przerw, z żartobliwej rozmowy kochanków można było się spodziewać, że powrócą dawne przyjazne stosunki między nimi. Niestety, wydarzenia niesamowitej nocy po przerwanej grze, fatalna, z własnej inicjatywy Poloniusza przedsięwzięta jego szpiegowska akcja położyła kres wszelkiej nadziei na poprawę. Ojciec, któremu ślepo we wszystkim była posłuszna, zginął niechlubnie i to z ręki jej ukochanego. Wstrząs ten zwichnął jej rozum i wywołał cichy, żałosny obłęd, w którym zatraciła poczucie rzeczywistości. Mówi o tym współczujący z nią Horacy:

Ciągle wspomina o ojcu;
Słyszała, mówi, że świat krzywo idzie;
Wzdycha i chwyta się za serce; lada
Fraszka ją drażni; słowa jej bez związku
Nie określają niczego, jednakże
Zastanawiają; podnosi je słuchacz
I zszywa podług kroju własnych myśli;
Każdy zaś wyraz jej, obok wyrazu
Jej twarzy, ruchów i postawy, takie
Czyni wrażenie, że można by myśleć
Iż jest w nim jakaś myśl, tylko zawiła
I bardzo smutna. (IV, 5)

Widok obłąkanej córki szambelana jest tak przejmujący, że królowa, która ją szczerze lubiła i w przeciwieństwie do jej ojca i brata nie sprzeciwiała się myśli o jej małżeństwie z Hamletem, broniła się obecnie przed jej widokiem i nieskoordynowanymi lamentami. Tylko wzgląd na otoczenie kazał jej pokonywać wewnętrzny opór i pozwalać na przebywanie obłąkanej w jej obecności. Nieszczęśliwa nie poznawała własnego brata, nie przestawała mówić o ojcu, wręczała obecnym kwiaty na pamiątkę, wzruszając ich do łez swoją niewinną łagodnością i żałobą. Królowa opowiadała później, że nawet wpadłszy do strumienia, nie zdawała sobie sprawy ze swego położenia i niebezpieczeństwa, lecz jakby czując się w swoim żywiole śpiewała urywki tęsknych piosenek, aż "nasiąkłe szaty pociągnęły z sobą biedną ofiarę ze sfer melodyjnych w zimny muł śmierci".
Czy gwałtowna, przeciwko kobietom skierowana tyrada Hamleta, wygłoszona w obecności Ofelii, w akcie I, scenie 2, była skierowana osobiście przeciw niej? Co w mowie tej zarzuca Hamlet rodzajowi niewieściemu? O czym świadczą zachowanie się i słowa Hamleta podczas pogrzebu Ofelii? Czy znasz inne utwory Szekspira, w których znajdziesz postać równie wzruszającą i nieszczęśliwą jak Ofelia?

[Stanisław Helsztyński, Hamlet Wiliama Szekspira, Biblioteka analiz literackich, Warszawa 1969]

OFELIA Maria Pawlikowska-Jasnorzewska



OFELIA
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska


Ach, długo jeszcze poleżę 
w szklanej wodzie,w sieci wodorostów 
zanim nareszcie uwierzę, 
że mnie nie kochano, po prostu.


6/21/2014

Hamlet Akt I Scena 3 [PASZKOWSKI]

Pokój w domu Poloniusza.
Laertes i Ofelia.


LAERTES
Już rzeczy moje zniesione na pokład;
Bądź zdrowa, siostro; a gdy wiatr przyjaźnie
Zadmie od brzegu i który z okrętów
Zdejmie kotwicę, nie zasypiaj wtedy,
Lecz donoś mi o sobie.

OFELIA
Wątpisz o tym?

LAERTES
Co się zaś tyczy Hamleta i pustych
Jego zalotów, uważaj je jako
Mamiący pozór, kaprys krwi gorącej;
Jako fiołek młodocianej wiosny,
Wczesny, lecz wątły, luby, lecz nietrwały,
Woń, kilka tylko chwil upajającą,
Nic więcej.

OFELIA
Więcej nic?

LAERTES
Nie myśl inaczej
Natura ludzka, kiedy się rozwija,
Nie tylko rośnie co do form zewnętrznych;
Jak w budującej się świątyni — służba
Duszy i ducha zwiększa się w niej także.
Być może, iż on ciebie teraz kocha,
Że czystość jego chęci jest bez plamy;
Ale zważywszy jego stopień, pomnij,
Że jego wola nie jest jego własną.
On sam jest rodu swego niewolnikiem;
Nie może, jako podrzędni, wybierać
Dla siebie tylko, od jego wyboru
Zależy bowiem bezpieczeństwo, dobro
Całego państwa; przeto też i jego
Wybór koniecznie musi być zależny
Od życzeń i od przyzwolenia tego
Wielkiego ciała, którego jest głową.
Jeżeli zatem mówi, że cię kocha,
Rozwadze twojej przystoi mu wierzyć
O tyle tylko, o ile on zgodnie
Ze stanowiskiem przez się zajmowanym
Będzie mógł słowa swojego dotrzymać,
To jest, o ile powszechny głos Danii
Przystanie na to. 
Uważ, jaka hańba
Grozi twej sławie, jeśli łatwowiernie
Poszeptom jego podasz ucho, serce
Sobie uwięzisz i skarb niewinności
Otworzysz jego zapędom bez wodzy.
Strzeż się, Ofelio, strzeż się, luba siostro;
I stój w odwodzie twej skłonności, z dala
Od niebezpieczeństw i napaści pokus.
Wstydliwe dziewczę za wiele już waży,
Gdy przed księżycem wdzięki swe odsłania;
Na samą cnotę pada rdza obmowy;
Robak zbyt często toczy dzieci wiosny,
Nim jeszcze pączki zdążyły otworzyć;
I kiedy rosa wilży młodość hożą,
Wpływy złośliwych miazm najbardziej grożą.
Strzeż się więc; tarczą najlepszą w tej próbie
Niedowierzanie, nawet samej sobie.

OFELIA
Treść tej nauki postawię na straży
Mojego serca. Nie idź jednak, bracie,
Za śladem owych fałszywych doradców,
Którzy nam stromą i ciernistą ścieżkę
Cnoty wskazują, a sami tymczasem
Kroczą kwiecistym szlakiem błędów, własnych
Rad niepamiętni.

LAERTES
Bądź o mnie spokojna
I bądź mi zdrowa. Lecz oto nasz ojciec.

Polonius wchodzi.

Podwójne błogosławieństwo, podwójne
Szczęście przynosi: szczęśliwe spotkanie,
Które mi zdarza sposobność ku temu.

POLONIUSZ
Laertes jeszcze tu? Dalej na okręt!
Wiatr wzdyma żagle, czekają na ciebie,
Raz jeszcze daję ci błogosławieństwo
Na drogę.

kładzie rękę na głowę synowi

Weź je i wraź sobie w pamięć
Tych kilka przestróg: Nie bądź skorym myśli
Wprowadzać w słowa, a zamiarów w czyny.
Bądź popularnym, ale nigdy gminnym.
Przyjaciół, których doświadczysz, a których
Wybór okaże się być ciebie godnym,
Przykuj do siebie żelaznymi klamry,
Ale nie plugaw sobie rąk uściskiem
Dłoni pierwszego lepszego socjusza.
Strzeż się zatargów, jeśli zaś w nie zajdziesz,
Tak się w nich znajduj, aby twój przeciwnik
Nadal się ciebie strzec musiał. Miej zawżdy
Ucho otworem, ale rzadko kiedy
Otwieraj usta. Chwytaj zdania drugich,
Ale sąd własny zatrzymuj przy sobie.
Noś się kosztownie, o ile ci na to
Mieszek pozwoli, ale bez przesady;
Wytwornie, ale nie wybrednie; często
Bowiem ubranie zdradza grunt człowieka
I pod tym względem Francuzi szczególniej
Są pełni taktu. Nie pożyczaj drugim
Ani od drugich; bo pożyczkę daną
Tracim najczęściej razem z przyjacielem,
A braną psujem rząd potrzebny w domu.
Słowem, rzetelnym bądź sam względem siebie,
A jako po dniu noc z porządku idzie,
Tak za tym pójdzie, że i względem drugich
Będziesz rzetelnym. Bądź zdrów, niech cię moje
Błogosławieństwo utwierdzi w tej mierze.

LAERTES
Z pokorą żegnam cię, ojcze i panie.

POLONIUSZ
Idź już; czas nagli, wszystko w pogotowiu.

LAERTES
Bądź zdrowa, siostro, i pamiętaj na to,
Com ci powiedział.

OFELIA
Zamknęłam to w sercu,
A ty masz klucz do niego.

LAERTES
Bądź mi zdrowa.
wychodzi

POLONIUSZ
Cóż to on tobie powiedział, Ofelio?

OFELIA
Coś, co tyczyło się księcia Hamleta.

POLONIUSZ
W porę mi o tym wspominasz. Słyszałem,
Że on cię często nawiedzał w tych czasach
I że znajdował z twojej strony przystęp
Łatwy i chętny. Jeżeli tak było
(A udzielono mi o tym wiadomość
Jako przestrogę), muszę ci powiedzieć,
Że się nie cenisz tak, jakby przystało
Dbałej o sławę córce Poloniusza.
Jakież wy macie stosunki? Mów prawdę.

OFELIA
Oświadczył mi się, ojcze, z swą skłonnością.

POLONIUSZ
Z skłonnością? Hm, hm! Mówisz jak dzierlatka
Niedoświadczona w rzeczach niebezpiecznych.
Wierzysz–li tym tak zwanym oświadczeniom?

OFELIA
Nie wiem, co myśleć mam, mój ojcze.

POLONIUSZ
Nie wiesz?
To ja ci powiem: Masz myśleć, żeś dziecko,
Gdy oświadczenia te bez poświadczenia
Rozsądku bierzesz za dobrą monetę.
Nie radzę ci się z nim świadczyć, inaczej
(Że tej igraszki słów jeszcze użyję)
Doświadczysz następstw niedobrych.

OFELIA
Wynurzał
Mi swoją miłość bardzo obyczajnie.

POLONIUSZ
Tak, tak, bo czynić to jest obyczajem.

OFELIA
I słowa swoje stwierdził najświętszymi,
Jakie być mogą, przysięgami.

POLONIUSZ
Plewy
Na młode wróble! Wiem ja, gdy krew kipi,
Jak wtedy dusza hojną jest w kładzeniu
Przysiąg na usta. Nie bierz tych wybuchów
Za ogień, więcej z nich światła niż ciepła,
A i to światło gaśnie w oka mgnieniu.
Bądź odtąd trochę skąpsza w przystępności
I więcej sobie waż rozmowę swoją
Niż wyzywanie drugich do rozmowy.
Co się zaś księcia Hamleta dotyczy,
Bacz na to, że on jeszcze młodzieniaszek
I że mu więcej jest wolno, niż tobie
Może być wolno kiedykolwiek. Słowem,
Nie ufaj jego przysięgom, bo one
Są jak kuglarze, czym innym, niż szaty
Ich pokazują: orędownicami
Bezbożnych chuci, biorącymi pozór
Świętości, aby tym łacniej usidlić
Naiwne serca. Krótko mówiąc, nie chcę,
Abyś od dziś dnia czas swój marnowała
Na zadawanie się z księciem Hamletem.
Pamiętaj, nie chcę tego. Możesz odejść.

OFELIA
Będę–ć posłuszną, panie.

Wychodzą.

6/19/2014

Swinarski i Ofelie

Rozmowa Józefa Opalskiego z Anną Dymną i Elżbietą Karkoszką o roli Ofelii w "Hamlecie" w reżyserii Konrada Swinarskiego. Pracę nad spektaklem Starego Teatru w Krakowie przerwała śmierć Swinarskiego w wypadku samolotowym w 1975 r. 
[Józef Opalski, Rozmowy o Konradzie Swinarskim i "Hamlecie", Kraków 1988]

Konrad Swinarski


JÓZEF OPALSKI: Lubicie się?
ANNA DYMNA i ELŻBIETA KARKOSZKA (razem): Bardzo!
OPALSKI: Pomimo to, że miałyście grać jedną rolę, i wcale nie było wiadomo, która z was zagra na premierze?
KARKOSZKA: To nas jeszcze bardziej "połączyło", choć Swinarski robił wszystko, żeby było odwrotnie - ale o tym może opowiem ci później... Ania o roli Ofelii będzie ci mogła powiedzieć dużo więcej, częściej próbowała.
DYMNA: Nikomu przed wakacjami nie chciało się za bardzo pracować, więc koledzy mówili - niech najmłodsza pracuje...
KARKOSZKA: Rzeczywiście tak było. I choć na ogół obserwowałam, jak Ania próbuje, to niewiele pamiętam. Ja miałam próby sytuacyjne pożegnania z Laertesem i rozmowy z ojcem o Hamlecie.
DYMNA: Mam tę scenę dokładnie opisaną, ponieważ jako młoda aktorka zapisywałam sobie wszystko. Widziałam, jak Ela ją grała... To była chyba jedyna scena, którą grałyśmy na zmianę, w głównych zarysach gotowa. Wbiegaliśmy z Laertesem na scenę, trzymając się za ręce, i z mojego zachowania widać było, jak bardzo brata kocham. Nie bardzo też przejmowałam się morałami, które mi prawił, mówiąc:
Skłonność Hamleta i jego zaloty
Miej za oznakę dworskich obyczajów

- i tak dalej, i tak dalej. Miałam tego słuchać bardzo uważnie, choć widać było, że śmiać mi się chce z tych rad. Ofelia kpi nawet trochę z brata, gdy mówi, że: "Ścieżką swawolną pójdziesz wśród pierwiosnków" (mam tu zapisaną uwagę Konrada, że "pierwiosnki" to dziewczynki), bo wie, że Laertes udziela jej nauk moralnych, sam wcale wedle nich nie postępując. A Ofelia jest najszczęśliwsza, ponieważ kocha i czuje się kochana. Jest przekonana, że ją i Hamleta łączy uczucie najczystsze, jakiego nie ma wprost na świecie. Zakładaliśmy, że Laertes przychodzi udzielać nauk Ofelii na polecenie ojca. Poloniusz go wysyła, żeby przemówił do siostry, gdyż widział, że coś niedobrego z córką się dzieje, i chciał przez brata ją przestrzec.
OPALSKI: Co ty masz za egzemplarz?
DYMNA: To jest mój egzemplarz do uwag.
OPALSKI: I sama go przepisałaś na maszynie?
DYMNA: Tak. Byłam wtedy początkującą aktorką i nie chciałam uronić żadnego słowa Swinarskiego, więc wszystko sobie na tym egzemplarzu zapisywałam.
KARKOSZKA (śmieje się): Nic dziwnego, że pamięta więcej, byłam zbyt leniwa i wolałam, żeby pracowała młodsza koleżanka.
DYMNA: Na próbach byłam zbyt zafascynowana tym, co się dzieje, więc, żeby nie zapomnieć, w domu wszystko zapisywałam. Mam zanotowane, że gdy Laertes mówił:
Żegnaj, Ofelio, i o słowach moich
Nie zapominaj
- chciałam natychmiast wyjść, żeby nie rozmawiać z ojcem i rozmową nie kalać mojej miłości. Bo jakakolwiek rozmowa, nawet z ojcem, mogła zbrudzić to moje uczucie, czyste i nieskalane. I choć kochałam bardzo ojca, to przecież miłość do Hamleta była tak głęboka, że zagrażała nawet miłości do Poloniusza. Pokazanie tego od razu, w pierwszej scenie, było dla Swinarskiego bardzo ważne. Ofelia staje się prawie niegrzeczna w stosunku do ojca:
Panie, oświadczał mi swą miłość godnie,
Nie godząc w cnotę.
Miałam wychodzić bardzo zdenerwowana i oburzona. Jednak etykieta na dworze i moje wychowanie były zbyt silne, by pomimo wzburzenia wyjść, nie oddając ojcu ukłonu i nie całując go w rękę.
OPALSKI: Dzięki tym notatkom rzeczywiście pamiętasz cokolwiek. Kiedy rozmawiałem z Wiktorem Sadeckim, on o roli Poloniusza nic nie pamiętał.
DYMNA: Ależ myśmy tę scenę próbowali wielokrotnie! Pamiętam nawet, że Swinarski powiedział (może żartował, nie wiem), że jedyna scena gotowa tak, że jutro może być premiera, to właśnie ta, Poloniusza z Ofelią. Sytuacyjnie była ona bardzo prosta: wchodziliśmy z Laertesem po podeście, a potem, już na scenie, było spotkanie z ojcem i rozmowa. Myślę, że ta scena była rzeczywiście prawie skończona. Pamiętam też, że końcówka jej miała być bardzo gwałtowna; po przestrogach Poloniusza i wskazówkach, jak mam postępować z Hamletem, mówiłam: "Będę posłuszna, panie mój", po czym dygałam, jak nakazywała etykieta, ale widać było, że jestem wściekła, i Konrad chciał, żeby moje wyjście było gwałtowne i prawie obraźliwe w stosunku do ojca.
Kolejna scena, już z aktu drugiego. Graliśmy ją na scenie, nie na podeście: Poloniusz stał, a ja, przerażona, wpadałam, oglądając się za siebie, wstrząśnięta spotkaniem z Hamletem. Przez długi moment nie zauważałam ojca, a kiedy wreszcie go spostrzegałam, rzucałam mu się na szyję, trzymając go kurczowo. Konrad chciał, żeby na początku tej sceny Ofelia zachowywała się jak zaszczute zwierzątko, które szuka oparcia w tym, kogo kocha, czyli w ojcu. Ofelia, opowiadając o spotkaniu z Hamletem, o tym, jak strasznie on wygląda, szukała wytłumaczenia takiego stanu księcia, podejrzewając, iż ktoś zrobił mu krzywdę (mam tu notatkę, że podejrzewa nawet ojca i dlatego żąda od niego wytłumaczenia). Pamiętam rzecz dziwną - na jednej z prób, po wygłoszeniu przez Poloniusza kwestii: "Czyżby oszalał z miłości ku tobie?", Swinarski strasznie się rozgadał i zaczął opowiadać o Ofelii, jak sobie wyobraża jej postać w całości spektaklu. Mówił, że ta dziewczyna jest dziewicą, czystą, niewinną, uczciwą, że kocha Hamleta pierwszą, wielką miłością. Jest jednocześnie chora na poczucie winy wobec Hamleta, i Konrad bardzo chciał, żeby to poczucie winy rodziło się właśnie w tej scenie.
Pamiętam też, od czego taka interpretacja się zaczęła... Był to okres, kiedy miałam bardzo trudną sytuację domową, po kolejnych aferach trwających całą noc zasnęłam o ósmej rano i obudziłam się o jedenastej, oczywiście spóźniając się na próbę. Rycząc, półprzytomna, biegłam do teatru, bo dla mnie spóźnić się na próbę to był koniec świata. Opamiętałam się trochę przed wejściem - kiedy jednak inspicjentka mi powiedziała, że próba jest przerwana i wszyscy siedzą w bufecie, tak się przeraziłam, że zaczęłam znowu płakać i wpadłam do bufetu, strasznie płacząc i szlochając, gdyż wydawało mi się, że zrobiłam rzecz niewybaczalną. Spóźnić się do Swinarskiego - to była dla mnie zbrodnia! Klęczałam przed Swinarskimi płakałam, a on głaskał mnie po głowie, głaskał... a potem powiedział: "Wiesz co, już teraz wszystko wiem o tobie, ty jesteś chora na poczucie winy". To było właśnie w dniu, w którym potem robiliśmy scenę z Poloniuszem, i Swinarski też dużo mówił o Ofelii. Chciał, żeby w tej scenie rodziło się jej poczucie winy, żeby fakt, iż z Hamletem dzieje się coś tak strasznego, przypisywała ona sobie: 
Przegub mej ręki chwycił z wielką mocą,
Cofnął się później na długość ramienia
I, drugą dłonią oczy przysłaniając,
Zaczął przyglądać mi się tak badawczo,
Jak gdyby lico me pragnął rysować.
OPALSKI: Czy to jest tekst, który mówiłaś? - bo różni się on od przekładu opublikowanego.
DYMNA: Czytam z mojego egzemplarza, a pamiętam, że tłumaczenie Słomczyńskiego nieraz Swinarski zmieniał i poprawiał.
Ten fragment tekstu interpretowaliśmy tak, że Ofelia opowiada to wszystko ojcu, gdyż czuje, że Hamlet chciał jej coś przekazać i że to ma jakiś związek z jej postępowaniem. Musiało stać się coś strasznego, czemu ona jest winna. I kiedy mówiłam:
Trwało to długo, wreszcie potrząsnąwszy
Lekko ramieniem mym i poruszywszy
Głową po trzykroć w dół, to znowu w górę,
Westchnął żałośnie tak i tak głęboko,
Jak gdyby serce miało pęknąć
- padałam na kolana. To jego poruszenie głową oznaczało dla mnie, że patrzył na mnie i na Boga - i to chciałam oznajmić ojcu. A także to, że gdy, wychodząc, cały czas patrzył na mnie, czułam (i taką uwagę mam zapisaną), że jego miłość ciągle trwa, chociaż oskarża mnie o coś. I Konrad to poczucie winy, które we mnie zauważył, chciał przenieść na postać Ofelii i miało ono osiągnąć kulminację w czasie obłędu. Natomiast w końcu tej sceny, po kwestii Poloniusza:
Czyżbyś go potraktowała
Ostatnio jakimś słowem nieuprzejmym?
- Ofelia odpowiadała:
Nie, dobry panie, lecz jak nakazałeś,
Listów od niego nowych nie przyjęłam,
Wzbraniając także przystępu do siebie.
A znaczyło to: ojcze, to jest twoja wina, ty kazałeś mi tak zrobić. I mam zapisaną taką uwagę: skalałam moją miłość, bo postąpiłam wbrew sobie; zrobiłam to, gdyż jestem dobrą córką i wiem, że tak trzeba - oskarżam cię jednak, bo ty zmusiłeś mnie do wyparcia się mojej wielkiej miłości i przez ciebie narodziło się moje potworne poczucie winy, które już nigdy mnie nie opuści. Ta scena kończyła się uspokojeniem; Poloniusz obejmował mnie, głaskał po głowie i wyprowadzał.
KARKOSZKA: Słucham tego, co mówi Ania, z największym zainteresowaniem, bo i mnie teraz zaczynają się przypominać jakieś strzępy rozmów ze Swinarskim. Gdybyś musiał jednak rozmowę o Ofelii prowadzić tylko ze mną, niewiele byś się dowiedział... 
DYMNA: Następną scenę też opisałam dość dokładnie: para królewska i Poloniusz wysyłają Ofelię, by sami w ukryciu mogli obserwować jej rozmowę z Hamletem. Nic też dziwnego, że na kwestię Gertrudy: 
Zyskam nadzieję, że twa cnota może
Znów go na proste drogi wyprowadzi,
Co wam obojgu czci przysporzy
- Ofelia odpowiada z wściekłością i niepewnością zarazem:
Pani,
Pragnieniem moim jest, by tak się stało.
Przechadzałam się w głębi sceny z książką i pamiątkami, które miałam oddać Hamletowi, i w pewnym momencie chciałam nawet uciec. Patrzyłam jednak w stronę, gdzie ukrył się ojciec z królem, i siłą woli nakazywałam sobie pozostanie. Padałam na kolana, tyłem do widowni, i zaczynałam już nie płakać, ale potwornie wyć. Po wejściu Hamleta uspokajałam się, odwracałam bokiem do niego i słuchałam monologu "Być albo nie być" (Hamlet oczywiście mnie nie widział). Uspokajałam się zresztą dlatego, że wierzyłam głęboko, iż całe to, wstrętne dla mnie, podsłuchiwanie robię dla Hamleta, że gdy wszystko się wreszcie wyjaśni, będę mogła mu pomóc. 
Mówiąc: "Lecz milcz teraz!", książę zauważał mnie, podchodził: 
Piękna Ofelio! Nimfo, wspomnij w modłach
Na wszystkie grzechy me
- podnosił mnie z kolan, zupełnie oddany, normalny, mówił te słowa z miłością. Mam tu notatkę o stanie, w jakim znajduje się Ofelia: formą pokrywa burzę uczuć, która nią miota. Składałam Hamletowi ukłon, chcąc pokryć nim swe zmieszanie i zabić wstyd z tego, co robię na rozkaz ojca. Wyciągnęłam ręce z upominkami Hamleta, nie patrząc mu w oczy, jak automat: 
Panie mój, mam tu upominki twoje,
Które od dawna pragnęłam ci oddać.
Ta sytuacja była potwornie sztuczna, bo mówiłam to, odwracając się od Hamleta i spuszczając oczy. A kiedy książę mówił: 
Nie, nie ja.
Nigdy niczego nie dałem ci
- chciałam rzucić mu się na szyję i powiedzieć, że go kocham, pragnąc z całego serca usłyszeć, że i on mnie kocha. Na chwilę zapominałam że ojciec i król podsłuchują, i mówiłam szczerze, z miłością: 
Czcigodny panie mój, wiesz przecież dobrze,
Że je dawałeś, a wraz z nimi słowa
Tak przepełnione słodyczą, że dary
Jeszcze droższymi się stawały.
Tu przypominałam sobie o zleconym mi zadaniu i znowu się usztywniałam. Cała ta scena zbudowana była na bezustannych napięciach między prawdą zachowania się Ofelii i szczerością jej wyznań a obowiązkiem wobec ojca i zdradą wobec ukochanego. Hamlet na początku tego spotkania zachowywał się w stosunku do mnie z tkliwością, szacunkiem, miłością... Dopiero gdy mówił: "Ha, ha! Czy jesteś uczciwa?" - rodziła się w nim potworna agresja. Chwytał mnie za włosy, rzucał na ziemię, kładł się na mnie. Ja, przerażona, przez moment jeszcze myślałam, że choć tak strasznie się zachowuje, to w stanie pomieszania, w jakim się znajduje, jest to jego sposób okazywania mi miłości. Dopiero kiedy mówił: "Nie kochałem ciebie" - i przechodził przeze mnie jak przez porzuconą szmatę, zaczynałam rozumieć, że dzieje się coś strasznego i nieodwracalnego. Hamlet krzyczał: "Ruszaj w drogę do klasztoru. Gdzie jest ojciec twój?", a wtedy ja bezwiednie odwracałam się w stronę, gdzie byli ukryci Poloniusz i Klaudiusz, i by nie zdradzić tej obrzydliwej sytuacji, kłamałam "W domu, panie mój". Czułam się okropnie, obrzydliwie.
Niestety już do końca tej sceny nie mam żadnych notatek, pamiętam jednak dokładnie, że aż do swojego wyjścia Hamlet zachowywał się w stosunku do mnie brutalnie, agresywnie, traktował mnie jak ścierkę, jak kurwę. Wyżywał się na mnie za wszystkie kobiety, gdyż widział we mnie własną matkę i narzeczoną, i kochankę, jednym słowem, chciał we mnie splugawić cały rodzaj kobiecy. Hamlet wychodził, a ja zostawałam na ziemi kompletnie zniszczona i monolog: "O, jak szlachetny umysł tu zniszczono!", mówiłam, zanosząc się od płaczu. Dla Konrada ważne w tej scenie było to, żeby pokazać, że Ofelia niczego nie "kombinuje", wręcz przeciwnie - działa na ekstremalnych napięciach uczuciowych, jak zaszczute i wystraszone zwierzątko. Próbowaliśmy tę scenę wielokrotnie i na różne sposoby...
KARKOSZKA: Ja wcale jej nie próbowałam.
DYMNA: Bo wypychaliście ciągle mnie, niech sobie mała popracuje! A ponieważ Jurek Radziwiłowicz też jest bardzo pracowity, więc męczyliśmy się nad tą sceną we dwójkę. Bardzo była trudna.
OPALSKI: A czy Swinarski tłumaczył jakoś podwójną obsadę Ofelii? Dlaczego w tej roli dublura i wy dwie, tak przecież różne?
KARKOSZKA: Nie umiem ci na to odpowiedzieć. Widocznie razem miałyśmy to, co było w Joasi Żółkowskiej, która miała grać Ofelię, i dopiero kiedy odeszła z teatru, "przydzielił" ją nam. Jak ostatecznie Swinarski rozwiązałby ten problem, która z nas co i jak by grała, nie wiadomo. Żadnych rozmów na ten temat nie było. Myślę, że on sam jeszcze szukał, nie był zdecydowany, jak tę Ofelię poprowadzić. Aktorzy, którzy z nim pracowali, wiedzieli, że zawsze tak pracował, szukał bardzo długo, zanim zdecydował się na jakąś ostateczną interpretację postaci. Prowadził nas zresztą z Anią identycznie, miałyśmy te same sytuacje, reakcje...
Kiedy po śmierci Swinarskiego usiłowaliśmy pokazać "gotowe" sceny kolejnym reżyserom, którzy zamierzali dokończyć jego Hamleta, nic z tego nie wychodziło. Pamiętam niesamowity bałagan, jaki panował na tych próbach - ja mówiłam, że Ofelia ma być taka, Ania, że inna, wściekły Jurek Trela krzyczał na mnie: "Co ty mówisz! - przecież to było inaczej!" Nie - to było nie do uratowania. Każdy z nas miał nadane inne sygnały, scalić te postacie, umieścić je w spektaklu mógł tylko Swinarski.
DYMNA: Na tych próbach po śmierci Konrada kłóciliśmy się jak idioci, każdy mówił co innego. Dziś wiem, że o to chodziło, żebyśmy do końca nie wiedzieli, jaka ta Ofelia ma być... Dlaczego dwie miałyśmy grać Ofelię, to tajemnica Swinarskiego, której nigdy już nie poznamy. A tak się cieszył, mówił: "Mam dwie Ofelie i jeszcze się nie otrrruły!"
KARKOSZKA: Strasznie mu zależało na tym, żebyśmy się z Anią znienawidziły. Podjudzał nas bezustannie, robił to jednak zbyt żartobliwie i zaprzyjaźniłyśmy się jeszcze bardziej. (Śmieje się). Wyobrażasz sobie takie teksty: "Ania, otrrruj tę Elę, przecież ona zagra lepiej! Ela, wykończ tę Anię, bo inaczej ona, młodsza i ładniejsza, ciebie wykończy!"
DYMNA: To teraz powiem ci trochę o scenie obłędu.
KARKOSZKA: To też próbowałaś?
DYMNA: Tak, i to kilka razy. Robiliśmy nawet sytuacje. Jurek Stuhr słusznie zapamiętał i powiedział ci, że przejął tekst Szlachcica i miał wprowadzać Ofelię. Zastanawialiśmy się, jak to zrobić; nie mogła przecież wchodzić jak klocek, wiadomo było, że powinna wejść w potwornym napięciu. Konrad cały czas przypominał o jej niewinności, że powinna być połączeniem oszalałego zwierzątka i - dziecka. Pokazywał to na konkretnych sytuacjach, mówił mi, jak wstaje dziecko (bo często w tej scenie padałam na podłogę i musiałam się podnosić), że dziecko wstaje na czworakach, najpierw dźwigając w górę pupę. I tak chciał, żebym wstawała. Pamiętasz, Ela, jak byliśmy z Dziadami w Londynie i nieraz przy różnych popijawkach mówiliśmy o Hamlecie, kazał nam iść na Egzorcystę?
KARKOSZKA: Oczywiście, że pamiętam.
DYMNA: Poszłyśmy w nocy zobaczyć ten film (ja z "narzędziami" do samooobrony, bo film grali na nocnym seansie w Soho). Konrad chciał, żebyśmy szczególną uwagę zwróciły na scenę, w której opętana dziewczynka gwałci się krzyżem. Bo on coś takiego chciał zrobić w obłędzie Ofelii (mówił o tym, ale nigdy tego nie próbowałam). Chciał, żeby w tym oszalałym zwierzątku zbudziła się nagle kobieta i żeby przez nieświadomość i niewinność Ofelii przemieniającej się nagle w samozaspokajającą się samicę zrobiło się to chore i perwersyjne. Oczywiście, nie wiadomo, jak by to ostatecznie wyglądało, ale Konrad mówił, że scena obłędu powinna mieć coś z demonicznego nastroju scen z Egzorcysty. 
Po powrocie z Londynu próbowaliśmy scenę obłędu. Zaczynała się od mojego potwornego krzyku za kulisami, szamotaniny z Horacym, słychać było wymierzane policzki... i wpadałam na scenę tak jak pijany człowiek, co to już ma upaść, ale idzie jeszcze do przodu siłą rozpędu. Mam nawet narysowany plan mojej drogi: wchodziłam z lewej strony, omijałam królową, cofałam się zygzakiem, by znowu pójść do przodu. Próbowałam tę scenę na bosaka i w długiej sukience i raz się wywaliłam - Konradowi bardzo się to spodobało i kazał ten upadek zostawić. Szamotałam się ze Stuhrem i moją pierwszą kwestię: "Gdzie jest majestat urodziwy Danii?" - wypowiadałam ze skowytem, któy przechodził w wycie. I miotałam się na czworakach, jak węszący, zziajany pies, w poszukiwaniu Hamleta. Wstrzymywał mnie dopiero głos królowej: "Cóż to, Ofelio?", podnosiłam się wtedy, zatrzymałam i, jak gdyby sobie coś przypominając, szłam na proscenium, bardzo blisko widowni, i zaczynałam śpiewać piosenkę: 
Jak poznają oczy me,
Co ukochały,
Kapelusz w muszelkach ma,
Kij i sandały.
OPALSKI: Ten tekst znowu różni się od opublikowanego w wydaniu książkowym.
DYMNA: Z pewnością taki śpiewałam. A po kwestii królowej: "O, słodka pani, cóż to za piosenka?" - zaczynałam cofać się, jakbym zobaczyła potwora, i nie dotykając Gertrudy, odpychałam ją równocześnie. Swinarski mówił często i o tym, że w scenie obłędu kojarzy się Ofelii w jakiś przedziwny sposób ojciec z Hamletem. Fakt, że ojciec umarł przez nią, a Hamlet przez nią oszalał, powodował podwójne poczucie winy i stan napięcia, który doprowadził Ofelię aż do szaleństwa. Pomimo notatek, a nawet planów sytuacji, nie potrafię tej sceny odtworzyć. Pamiętam tylko, że w pewnym momencie widziałam jakby grób ojca, podchodziłam na proscenium i padałam na kolana, podnosił mnie król, mówił: "Jakże się miewasz, piękna pani?", po czym ja zachowywałam się z wielką godnością, traktując wszystkich z góry, jakbym była nie wiadomo kim: "Dobrze, Bóg ci zapłać! Powiadają, że sowa była córką piekarza. Panie, wiemy, czym jesteśmy, lecz nie wiemy, czym możemy być. Niech Bóg będzie u twego stołu!"
Dalsze sytuacje próbowaliśmy tylko jeden raz...pamiętam, że gdy śpiewałam:
Dziś dzień Świętego Walentego
Od samego rana
- Konrad przypominał mi o Egzorcyście, chciał, żeby w tym momencie w Ofelii budził się brutalny, zwierzęcy erotyzm. 
OPALSKI: A nie pamiętasz, dlaczego zmieniliście "Jutro Świętego Walentego", bo tak jest w druku, na "dziś"?
DYMNA: Bo to bardziej pasowało do tego, co robiłam: leżałam rozkraczona i chciałam się prawie onanizować, para królewska i Horacy patrzyli na mnie przerażeni. Zachowanie Ofelii, właśnie poprzez jej niewinność, było prawie zwierzęce. Napięcie tej sceny rozgrywało się na najwyższych diapazonach: grób ojca i kochanek, budzący się erotyzm, przyjmujący tak drastyczne formy...
OPALSKI: Znowu masz jakiś inny tekst piosenki....
DYMNA: Miałam śpiewać tak:
Powiada ona: Sięgając łona
Rzekłeś, że weźmiesz ślub.
On odpowiada: 
Na słońce w niebie, wziąłbym ja ciebie,
Lecz byłaś już w łożu tu.
Myślę, że trzeba (choć to nie bardzo "wypada") poruszyć kilka spraw związanych z samym Swinarskim, bez tego, moim zdaniem, nigdy nie zrozumie się ani takiej interpretacji Ofelii, ani całego Hamleta. Otóż, gdy byliśmy z Dziadami w Londynie, pewnej nocy lało się sporo wódki i Konrad zaczął opowiadać o miłości, czy może raczej o miłościach. Mówił, że człowiek, który żyje na ziemi i ma to szczęście, że żyje, powinien zaznać wszystkiego, i w związku z tym on próbował wszystkich rodzajów miłości (choć oczywiście nie wiem, czy to była prawda)... Mówił naprawdę rzeczy piękne, mówił, że kochał się często i dlatego wie, że istnieje jedna, jedyna miłość, którą się pamięta, miłość nie spełniona. Wrócił do tego przy scenie obłędu Ofelii, i pamiętam, że cała jej interpretacja, ostry erotyzm, miały brać się z nie spełnionej miłości. Mieliśmy to dokładnie robić po wakacjach...
Próby z Konradem były fascynujące, gdyż nie markowało się na nich niczego, dawało z siebie wszystko. Potrafił na nas w jakiś specjalny sposób działać... ja to szczególnie odczuwałam, bo mi potwornie zależało; wyobrażasz sobie, co znaczyło dla młodej aktorki zagrać Ofelię u Swinarskiego! Dałabym sobie rękę odciąć, gdyby tego zażądał! Opowiadam ci tamte próby (zresztą dzięki tym notatkom, bo inaczej i ja niewiele bym pamiętała), niczego nie dodając i usiłując niczego nie dointerpretowywać. A próby po śmierci Swinarskiego, kiedy usiłowaliśmy zrekonstruować spektakl, były najkoszmarniejszymi próbami w moim życiu. Powstawały między nami kłótnie, gdyż już sprzedawaliśmy nasze wyobrażenia o tym, co mogłoby być. W tej rozmowie staram się opowiadać tylko konkrety, fakty, które istniały na sto procent, w chwili przerwania prób, lub takie, o których Konrad sam wyraźnie mówił.
Pamiętam też, że ta pierwsza scena obłędu, pełna wyuzdanego erotyzmu, kończyła się tak, że po kwestii króla: "Od dawna jest taka?", wyprostowywałam się gwałtownie i, chcąc jakby uspokoić króla, mówiłam: "Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Musimy być cierpliwi". Wypowiadałam ten tekst tonem, którym ucisza się małe dzieci, i dawałam do zrozumienia, że wszystko wiem i że to się dobrze skończy. I to jest ostatnia uwaga, jaką mam zapisaną do tej sceny. Uśmiechałam się, zapewniając jak gdyby tym uśmiechem, że świat jest piękny, życie jest piękne - i pogodzona, rozpromieniona, odchodziłam. 
Następnej sceny obłędu nie robiliśmy nigdy. Oczywiście czytaliśmy tekst przy próbach stolikowych. Wtedy jednak Konrad nie dawał do tej sceny żadnych specjalnych uwag interpretacyjnych. 
OPALSKI: Opuściłaś jeszcze scenę teatru, która przecież była już w próbach...
DYMNA: W próbach to za dużo powiedziane, raczej "przymierzaliśmy się" do niej kilka razy. Pamiętam z niej właściwie tylko ogólny nastrój i to, że Konrad nie mógł się zdecydować, jak będziemy siedzieć w czasie spektaklu, czy przodem, czy tyłem do widowni, próbowaliśmy bowiem tę scenę i tak, i tak. Hamlet przez cały czas przedstawienia miał się zachowywać w stosunku do Ofelii w sposób ostentacyjnie okrutny i lubieżnie nachalny. W pewnym momencie wkładał jej nawet głowę pod sukienkę, był obrzydliwy i w jakiś chory sposób rozerotyzowany. Ta wulgarność była wyraźnie na pokaz, Hamlet chciał nią coś przykryć, pokazywał ją bowiem zbyt demonstracyjnie. Ja siedziałam jak sparaliżowana, z głębokim poczuciem winy płynącym z przekonania, że wszystko to, co dzieje się z księciem, zostało spowodowane przeze mnie. Konrad chciał nawet, żeby już w tej scenie pojawiły się u Ofelii pierwsze symptomy obłędu. To chyba wszystko, co mogę powiedzieć o scenie teatru. Nie mówiliśmy wcale o stosunku Ofelii do pary królewskiej (poza tym, co już ci powiedziałam o scenie podglądania Ofelii i Hamleta), do Gertrudy jako matki Hamleta.... mnóstwo rzeczy na poziomie podstawowej interpretacji tekstu (nie mówiąc już o próbach sytuacyjnych) zostało nie ruszonych. 
Wiem jedno, już nigdy nie przeżyję czegoś, co równałoby się tamtym próbom. Nie wiem, czy Swinarski kochał aktorów, czy ich nienawidził, bo różnie o tym mówią. Sprawiał wrażenie, jakby bardzo nas kochał. Jedno go tylko wprawiało dosłownie w furię - gdy widział, że jakiś aktor nie interesuje się rolą i spektaklem, w którym gra... ale to się przecież w jego pracy z aktorami właściwie nie zdarzało. W czasie pracy z nim skrzydła rosły! A aktorów, którzy już wcześniej z nim pracowali, darzył niezwykłym zaufaniem.
Pierwszy raz pracowałam ze Swinarskim, robiąc za Joasię Żółkowską zastępstwo w Dziadach - dwie godziny przed spektaklem miałam godzinną próbę. Oczywiście tekst już umiałam, bo dostałam go przed wakacjami, kiedy było wiadomo, że Joasia odchodzi z teatru. Pamiętam, że Swinarski przyszedł do mnie do garderoby, gdy się charakteryzowałam (na biało i na sino, no bo miałam być duchem...), i powiedział: "Powinnaś tak wyglądać, jakby cię ktoś popiołem przysypał". Do Dziadów byłam zresztą, żeby tak powiedzieć, od zawsze przywiązana. W okresie ich premiery mieliśmy w szkole dyplom z Jarockim - Króla Ubu, i Jarocki robił nawet różne aluzje do spektaklu Swinarskiego.
OPALSKI: Pamiętam to świetne przedstawienie: wojnę na piosenki, a także ironiczne cytaty z muzyki Koniecznego, do Dziadów: "Ciemno wszędzie, głucho wszędzie...", "Zemsta, zemsta, zemsta na wroga...", to było bardzo śmieszne i bardzo udane. Szkoda, że Jarocki nie powtórzył Ubu w teatrze....
(Do Karkoszki): Ty natomiast byłaś już "starą" aktorką Swinarskiego, pierwszy raz grałaś chyba u niego w Śnie nocy letniej?
KARKOSZKA: Tak, potem w Dziadach i Sędziach - ale w filmie, nie w teatrze. I pewnie będziesz pytał, co mi zostało z pracy ze Swinarskim?
OPALSKI: Oczywiście.
KARKOSZKA: To strasznie trudne pytanie... Konrad Swinarski jest we wszystkim, co robię. Stale obecny. Na zawsze pozostał smak tamtych czasów, atmosfery pracy, w której mogło się próbować dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie czując, że się pracuje. Dziwna rzecz zresztą (dopiero teraz to sobie uświadamiam), stolikowe próby Hamleta trwały niezwykle długo i od pierwszej próby czytanej był z nami tłum obcych ludzi, studentów, asystentów... Nigdy tego dawniej nie było! Myślę, że dla nich prowadził tak długie analizy stolikowe, porównywał tłumaczenia, uzgadniał realia... tak, bardziej to było chyba dla nich niż dla nas.
I, powtarzam, Swinarski stwarzał atmosferę pracy jak nikt inny. Dlatego koledzy godzili się na najmniejsze nawet epizody, byle grać u Swinarskiego, byle z nim przebywać. Każdemu potrafił wymyślić całą historię do zagrania poza tekstem. Na przykład po śmierci Basi Bosak (a więc długo po premierze Dziadów), gdy trzeba było do Obrzędu wprowadzić zastępstwo, okazało się, że Basia grała kobietę bezpłodną (z całą historią do tego wymyśloną), a koleżanka z drugiej strony - kobietę w ciąży. I nikt z nas, biorących udział w Obrzędzie, o tym nie wiedział. Dopiero po śmierci Basi, gdy Hanka Polony wprowadzało zastępstwo i powiedziała o tym - wszyscy, którzy uczestniczyli w Obrzędzie, dosłownie zgłupieli. I tak było zawsze, każe przejście, spojrzenie miało swe uzasadnienie w biografiach, które Swinarski poszczególnym postaciom budował.
Tak było w mojej Sowie (przyzwyczaiłam się tak nazywać moją postać w Obrzędzie). Swinarski pozwalał mi bardzo długo markować, zostawiał mi dużo swobody... przyszedł wreszcie moment, że sama chciałam mu pokazać, co zrobiłam. Zwłaszcza, że czuł się wtedy bardzo źle, miał iść na klinikę... Odważyłam się i zagrałam - ale z wrażenia opuściłam fragment, nie tekstu, ale jakiegoś ciągu logicznego mojej wyimaginowanej biografii, o której wiedziałam przecież tylko ja i on. Już nie pamiętam, o co tam chodziło: nie spojrzałam na Kruka, czy patrzyłam nie tak, jak trzeba.... dość, że ze zdenerwowania się rozpłakałam. I Swinarski powiedział: "Zostaw ten płacz, to jest barrrrdzo dobrre". I tak narodziła się moja scena. Publiczność, choć oczywiście odbiera napięcie Obrzędu, nie zdaje sobie nawet sprawy, z ilu drobnych elementów jest on złożony.
DYMNA: Spotkałyśmy się z Elą w Dziadach i zaraz po tym zastępstwie Konrad zaproponował mi Ofelię. Wiedziałam już, że Ela także ma ją grać. I to, co mówiła Ela, to prawda, on strasznie chciał nas ze sobą pokłócić. Mówił: "Dwie Ofelie, ciekawe, kiedy się zabiją!" I pamiętam, że w Londynie (popatrz, jak ten Londyn wraca, zupełnie jak jakiś lejtmotyw naszego dzisiejszego spotkania) byliśmy na przyjęciu u pewnego polskiego plastyka, gdzie Swinarski, zacierając ręce, opowiadał: "Patrzcie, mam tu dwie Ofelie, razem śpią, razem jedzą, dwie papużki nierozłączki, jeszcze się nie zabiły, ale może one chcą się otrrruć!" A dlaczego my dwie miałyśmy grać Ofelię, to już pozostanie na zawsze wielką tajemnicą Konrada. Może myślał, diabeł to wie, że my, obserwując siebie nawzajem, stworzymy jakiś konflikt (jak to bywa między dublującymi się aktorkami), a w to wpłynie w jakiś sposób na interpretację roli Ofelii?.... Uwielbiałam te próby, obserwowałam, jak gra Ela, zupełnie przecież inaczej ode mnie. I widziałam, że nieraz się krzywiła na to, co ja robię, niewiniątko po szkole, słoneczko, jak mnie nazywali, chyba na początku próbowałam jednak zbyt powierzchownie...
KARKOSZKA: Nie przesadzaj z tą samokrytyką. A poza tym wcale się nie krzywiłam.
DYMNA: Jak to nie, jeszcze jak! Ty byłaś już wspaniałą, dojrzałą, ukształtowaną artystką - a ja co? Do tego moje stosunki z Elą od początku mojej pracy w Starym Teatrze układały się bardzo specyficznie (a może Swinarski to wiedział?). Kiedy przyszłam do teatru, miałam grać w Nocy listopadowej u Wajdy. Czytam wywieszoną obsadę: Kora - Elżbieta Karkoszka i Anna Dymna, Małgorzata - Anna Dymna. Na następnej próbie, na której Zygmunt Konieczny próbował chóry, a ja jakoś popiskiwałam, coś się musiało stać, bo zawisła nowa obsada: Nike spod Cheronei - Elżbieta Karkoszka, Kora - Elżbieta Karkoszka, Anna Dymna, i Małgorzata - Anna Dymna. Trzecia próba, już wiadomo, że się dublujemy, a ja przecież mówiłam do Eli "pani profesor", bo uczyła mnie w szkole...
KARKOSZKA: Trzeba przyznać, moje dziecko, że studentką byłaś pilną i dość zdolną.... (obydwie długo się śmieją).
DYMNA: I kolejne moje wejście na próbę - słyszę głosy niektórych starszych koleżanek: "Gówniara! już zaczyna się panoszyć po teatrze!" Pewna starsza koleżanka mówi do mnie: "Widziałaś, co wisi na tablicy?" - podchodzę i - osłupiałam: Nike spod Cheronei - Elżbieta Karkoszka, Kora - Anna Dymna, Elżbieta Karkoszka, i widzę, Karkoszka skreślona...
OPALSKI: Teraz możesz się przyznać, jak sobie to załatwiłaś.
DYMNA: O, właśnie! - mówisz dokładnie to, co usłyszałam wtedy: "Gówniara, jak sobie to załatwiła, że już zabiera role starszym koleżankom!" No to ja łzy w oczach i biegiem do Wajdy, że ja nie chcę być w takiej sytuacji i tak dalej, i tak dalej... A Wajda na to: "Dziecko, nie wiesz, w jakim wspaniałym zespole pracujesz, przecież to nie ma najmniejszego znaczenia". Ela też zachowała się wspaniale, bo powiedziała: "Aniu, przecież i tak bym się nie zdążyła przebrać". I ja od tego momentu aż do dzisiaj Elę uwielbiam, ubóstwiam. (Do Karkoszki): Prawda, że wiesz, że cię ubóstwiam?
KARKOSZKA: Aniu, przestań, wiem, że bardzo mnie lubisz, i z wzajemnością.
DYMNA: I Konrad nas w takiej sytuacji zastał, bardzo już byłyśmy zaprzyjaźnione, chociaż jeszcze "na pani". A później, gdy miałam bardzo dramatyczną sytuację w życiu, właśnie Ela mi pomogła, zabrała mnie do siebie... Dość, że choćby Swinarski stawał na głowie, nie mógłby nas pokłócić, chyba zresztą tak naprawdę wcale mu o to nie chodziło. Gdy usłyszałyśmy, że mamy grać Ofelię, śmiałyśmy się z naszego wspólnego, widać, losu. Obsadzają nas w tych samych rolach, choć jesteśmy tak bardzo różne. (Do Karkoszki): Popatrz, nigdy nie rozmawiałyśmy o finale naszej Ofelii, o tym, która z nas zagra premierę, dziwne.
OPALSKI: Ale czemu Swinarskiemu wybaczaliście wszystko? To, że na was właściwie żerował, że wykorzystywał tajemnice waszego życia prywatnego w swych spektaklach?...
DYMNA: A skąd ja mogę wiedzieć, czemu! A dlaczego jeden człowiek jest mi obojętny, a drugiego kocham? Gdyby podglądał moje życie intymne pan S... i potem wykorzystywał je w teatrze, to ja bym go zabiła. Ale kiedy robił to Swinarski i dawało to tak genialne efekty, to ja, i nie tylko ja, czułam, że wszystko jest w porządku. Czuliśmy, że on aktorom wierzy, i rosły nam skrzydła. A jak cieszył się z tego, co powstaje, jak potrafił nas zachęcić do pracy! Nigdy, jak wielu reżyserów, nie oglądał prób ze znudzoną miną; złościł się, cieszył - zawsze jednak dawał poczucie współ-tworzenia roli i spektaklu. Dla mnie na przykład zastępstwo w Dziadach było przełomem, bo w szkole grywałam zawsze grzeczne panienki, nigdy nie krzyczałam - a tu nagle musiałam robić coś diametralnie innego. To, że był, że się patrzył, śmiał, krzyczał lub klął - budziło w aktorach coś niezwykłego. Ja w końcu mam najmniejsze prawo mówić o tym wszystkim, pracowałam z nim zaledwie kilka miesięcy jako Ofelia i spotykaliśmy się trochę po próbach - jednego jednak jestem pewna, dla tego reżysera zrobiłoby się wszystko, trzy dni i trzy noce można byłoby nie spać i nie jeść, gdyby tego zażądał. Nie potrafię ci wyjaśnić, dlaczego!
Jak ważne było to, że istniał, okazało się, gdy go zabrakło. Dlatego jego Hamleta nie dało się zrekonstruować, nie wiedzieliśmy nic, zabrakło duszy. Bo pracując z nim, czułam się właśnie tak, jakby on wkładał mi rękę w duszę, serce - to się odbywało w tych rejestrach. Przepraszam, że mówię tak egzaltowanie, nie potrafię inaczej. Przed żadnym innym reżyserem nie potrafiłabym się tak obnażyć. Dzięki temu człowiek odkrywał w sobie zupełnie niesamowite, niemożliwe sprawy. Te próby były rodzajem psychodramy, pójściem tak daleko w głąb siebie, że stawało się to aż niebezpieczne. Swinarski bez przerwy prowokował los, Boga... i aktorzy za nim też prowokowali los, własną odporność fizyczną i psychiczną. To, co działo się na tych próbach, już nigdy się nie powtórzy.

Kraków, 27 października 1984 r. 

6/13/2014

FIVE TRUTHS video installation


Katie Mitchell
A video installation called Five Truths commissioned by the V&A in partnership with the National Theatre was created by a group of contemporary theatre makers lead by Katie Mitchell, looking at these questions. The multi-screen installation brings together five interpretations of Ophelia's madness in Hamlet and consists of ten short films suggesting possible variations in what you might see. Ten screens of varying sizes simultaneously play films of Ophelia interpreted dramatically through the lens of Konstantin Stanislavski, Antonin Artaud, Bertolt Brecht, Jerzy Grotowski and Peter Brook.

Created by director Katie Mitchell, video designer Leo Warner, set designer Vicki Mortimer, lighting designer Paule Constable and sound designer Gareth Fry, starring Michelle Terry as Ophelia.

VIDEOS:

Hamlet Act IV Scene 5

Scene V. Elsinore. A room in the Castle.

[Enter Queen and Horatio.]

Queen.
I will not speak with her.
Gent.
She is importunate; indeed distract:
Her mood will needs be pitied.
Queen.
What would she have?
Gent.
She speaks much of her father; says she hears
There's tricks i' the world, and hems, and beats her heart; Spurns enviously at straws; speaks things in doubt,
That carry but half sense: her speech is nothing,
Yet the unshaped use of it doth move
The hearers to collection; they aim at it,
And botch the words up fit to their own thoughts;
Which, as her winks, and nods, and gestures yield them,
Indeed would make one think there might be thought,
Though nothing sure, yet much unhappily.
'Twere good she were spoken with; for she may strew
Dangerous conjectures in ill-breeding minds.
Queen.
Let her come in.

[Exit Horatio.]

To my sick soul, as sin's true nature is,
Each toy seems Prologue to some great amiss:
So full of artless jealousy is guilt,
It spills itself in fearing to be spilt.

[Re-enter Horatio with Ophelia.]

Oph.
Where is the beauteous majesty of Denmark?
Queen.
How now, Ophelia?
Oph. 
[Sings.]
How should I your true love know
From another one?
By his cockle bat and' staff
And his sandal shoon.
Queen.
Alas, sweet lady, what imports this song?
Oph.
Say you? nay, pray you, mark.
[Sings.]
He is dead and gone, lady,
He is dead and gone;
At his head a grass green turf,
At his heels a stone.
Queen.
Nay, but Ophelia--
Oph.
Pray you, mark.
[Sings.]
White his shroud as the mountain snow,

[Enter King.]

Queen.
Alas, look here, my lord!
Oph.
[Sings.]
Larded all with sweet flowers;
Which bewept to the grave did go
With true-love showers.
King.
How do you, pretty lady?
Oph.
Well, God dild you! They say the owl was a baker's daughter. Lord, we know what we are, but know not what we may be. God be at your table!
King.
Conceit upon her father.
Oph.
Pray you, let's have no words of this; but when they ask you what it means, say you this:
[Sings.]
Tomorrow is Saint Valentine's day
All in the morning bedtime,
And I a maid at your window,
To be your Valentine.
Then up he rose and donn'd his clothes,
And dupp'd the chamber door,
Let in the maid, that out a maid
Never departed more.
King.
Pretty Ophelia!
Oph.
Indeed, la, without an oath, I'll make an end on't:
[Sings.]
By Gis and by Saint Charity,
Alack, and fie for shame!
Young men will do't if they come to't;
By cock, they are to blame.
Quoth she, before you tumbled me,
You promis'd me to wed.
So would I ha' done, by yonder sun,
An thou hadst not come to my bed.
King.
How long hath she been thus?
Oph.
I hope all will be well. We must be patient: but I cannot choose but weep, to think they would lay him i' the cold ground. My brother shall know of it: and so I thank you for your good counsel.--Come, my coach!--Good night, ladies; good night, sweet ladies; good night, good
night.
[Exit.]

King.
Follow her close; give her good watch, I pray you.

[Exit Horatio.]

O, this is the poison of deep grief; it springs
All from her father's death. O Gertrude, Gertrude,
When sorrows come, they come not single spies,
But in battalions! First, her father slain:
Next, your son gone; and he most violent author
Of his own just remove: the people muddied,
Thick and and unwholesome in their thoughts and whispers
For good Polonius' death; and we have done but greenly
In hugger-mugger to inter him: poor Ophelia
Divided from herself and her fair judgment,
Without the which we are pictures or mere beasts:
Last, and as much containing as all these,
Her brother is in secret come from France;
Feeds on his wonder, keeps himself in clouds,
And wants not buzzers to infect his ear
With pestilent speeches of his father's death;
Wherein necessity, of matter beggar'd,
Will nothing stick our person to arraign
In ear and ear. O my dear Gertrude, this,
Like to a murdering piece, in many places
Give, me superfluous death.
[A noise within.]
Queen.
Alack, what noise is this?
King.
Where are my Switzers? let them guard the door.

[Enter a Gentleman.]

What is the matter?
Gent.
Save yourself, my lord:
The ocean, overpeering of his list,
Eats not the flats with more impetuous haste
Than young Laertes, in a riotous head,
O'erbears your offices. The rabble call him lord;
And, as the world were now but to begin,
Antiquity forgot, custom not known,
The ratifiers and props of every word,
They cry 'Choose we! Laertes shall be king!'
Caps, hands, and tongues applaud it to the clouds,
'Laertes shall be king! Laertes king!'
Queen.
How cheerfully on the false trail they cry!
O, this is counter, you false Danish dogs!
[A noise within.]
King.
The doors are broke.

[Enter Laertes, armed; Danes following.]
Laer.
Where is this king?--Sirs, stand you all without.
Danes.
No, let's come in.
Laer.
I pray you, give me leave.
Danes.
We will, we will.
[They retire without the door.]
Laer.
I thank you:--keep the door.--O thou vile king,
Give me my father!
Queen.
Calmly, good Laertes.
Laer.
That drop of blood that's calm proclaims me bastard;
Cries cuckold to my father; brands the harlot
Even here, between the chaste unsmirched brow
Of my true mother.
King.
What is the cause, Laertes,
That thy rebellion looks so giant-like?--
Let him go, Gertrude; do not fear our person:
There's such divinity doth hedge a king,
That treason can but peep to what it would,
Acts little of his will.--Tell me, Laertes,
Why thou art thus incens'd.--Let him go, Gertrude:--
Speak, man.
Laer.
Where is my father?
King.
Dead.
Queen.
But not by him.
King.
Let him demand his fill.
Laer.
How came he dead? I'll not be juggled with:
To hell, allegiance! vows, to the blackest devil!
Conscience and grace, to the profoundest pit!
I dare damnation:--to this point I stand,--
That both the worlds, I give to negligence,
Let come what comes; only I'll be reveng'd
Most throughly for my father.
King.
Who shall stay you?
Laer.
My will, not all the world:
And for my means, I'll husband them so well,
They shall go far with little.
King.
Good Laertes,
If you desire to know the certainty
Of your dear father's death, is't writ in your revenge
That, sweepstake, you will draw both friend and foe,
Winner and loser?
Laer.
None but his enemies.
King.
Will you know them then?
Laer.
To his good friends thus wide I'll ope my arms;
And, like the kind life-rendering pelican,
Repast them with my blood.
King.
Why, now you speak
Like a good child and a true gentleman.
That I am guiltless of your father's death,
And am most sensibly in grief for it,
It shall as level to your judgment pierce
As day does to your eye.
Danes.
[Within] Let her come in.
Laer.
How now! What noise is that?

[Re-enter Ophelia, fantastically dressed with straws and
flowers.]

O heat, dry up my brains! tears seven times salt,
Burn out the sense and virtue of mine eye!--
By heaven, thy madness shall be paid by weight,
Till our scale turn the beam. O rose of May!
Dear maid, kind sister, sweet Ophelia!--
O heavens! is't possible a young maid's wits
Should be as mortal as an old man's life?
Nature is fine in love; and where 'tis fine,
It sends some precious instance of itself
After the thing it loves.
Oph.
[Sings.]
They bore him barefac'd on the bier
Hey no nonny, nonny, hey nonny
And on his grave rain'd many a tear.--
Fare you well, my dove!
Laer.
Hadst thou thy wits, and didst persuade revenge,
It could not move thus.
Oph.
You must sing 'Down a-down, an you call him a-down-a.' O,
how the wheel becomes it! It is the false steward, that stole his master's daughter.
Laer.
This nothing's more than matter.
Oph.
There's rosemary, that's for remembrance; pray, love,
remember: and there is pansies, that's for thoughts.
Laer.
A document in madness,--thoughts and remembrance fitted.
Oph.
There's fennel for you, and columbines:--there's rue for you; and here's some for me:--we may call it herb of grace o'Sundays:--O, you must wear your rue with a difference.--There's a daisy:--I would give you some violets, but they wither'd all when my father died:--they say he made a good end,--
[Sings.]
For bonny sweet Robin is all my joy,--
Laer.
Thought and affliction, passion, hell itself,
She turns to favour and to prettiness.
Oph.
[Sings.]
And will he not come again?
And will he not come again?
No, no, he is dead,
Go to thy death-bed,
He never will come again.
His beard was as white as snow,
All flaxen was his poll:
He is gone, he is gone,
And we cast away moan:
God ha' mercy on his soul!
And of all Christian souls, I pray God.--God b' wi' ye.
[Exit.]

Laer.
Do you see this, O God?
King.
Laertes, I must commune with your grief,
Or you deny me right. Go but apart,
Make choice of whom your wisest friends you will,
And they shall hear and judge 'twixt you and me.
If by direct or by collateral hand
They find us touch'd, we will our kingdom give,
Our crown, our life, and all that we call ours,
To you in satisfaction; but if not,
Be you content to lend your patience to us,
And we shall jointly labour with your soul
To give it due content.
Laer.
Let this be so;
His means of death, his obscure burial,--
No trophy, sword, nor hatchment o'er his bones,
No noble rite nor formal ostentation,--
Cry to be heard, as 'twere from heaven to earth,
That I must call't in question.
King.
So you shall;
And where the offence is let the great axe fall.
I pray you go with me.
[Exeunt.]