4/11/2015

Stanisław Wyspiański ŚMIERĆ OFELII

Stanisław Wyspiański
ŚMIERĆ OFELII

TEATR PRZEDSTAWIA 
ŁĄKĘ ZAROSŁĄ CHWASTAMI I ZIELSKIEM;
W GŁĘBI POTOK; NAD WODĄ WIERZBY.
DOKOŁA LAS.


OFELIA

(idzie przez łąkę;)
(niesie pęk kwiatów, które sznurem owija)

Wieniec mój, wieniec;
rwałam go sama i wiążę.
Na ciebie czekam, na ciebie czekam,
kochanku – 
(kłania się)
 Mości Książę.
 (zamyślona)
Czekam co dnia, co godzina;
lecz on o mnie zapomina.

(śmieje się) 
Książę – ja muszę być wariatką, bo Jego Książęca Mość jest war…
(urywa, staje)
A! – – – – 
(ogląda się trwożnie)
Ktoś mię usłyszał…
(kłania się z respektem)
To tylko ja, Mości Książę.
(składa ręce błagalnie)
Nie – nie! – Ja nie podsłuchiwałam.
Jego Książęcej Mości słów nie pomnę.
(tajemniczo szepce, z uśmiechem)
Ja się domyślam: – nieszczęście ogromne…
i mówić nie śmiem – – – 
(nagle)
Odjechał!! Uciekł!!
(patrzy ze strachem)
Blady, milczący – usta zaciął umne.
(spokojna)
Śpisz, ojczulku – dobranoc; – przynieśli ci trumnę.
Dobranoc, ojcze – dobranoc. 
Pocałuj mnie w czoło;
lubisz widzieć mię wesołą.
(śpiewa)

To mieszkanie moje, 
moje to gniazdeczko:
panieńskie pokoje,
panieńskie łóżeczko.
(przymila się)
Podobam się Waszej Książęcej Miłości?
(śpiewa)
Panna jestem, dziewczyna;
czekałam na Asana.
Panna jestem, dziewczyna;
czekałam się do rana.


Nie przyszedłeś, kochany,
czekałam się daremno; –
inny przyszedł, był ze mną.
(mówi)
Amen. Bo historia tu się kończy. Tu trzeba mówić: Amen, i uklęknąć.
(wzgardliwie)
To tylko taka śpiewka.
(tymczasem uklękła)
(patrzy wśród kwiatów i wskazuje)
Te są pokorne – te są dumne.
Te się pysznią, pożal się Boże.
Te są zazdrosne; jad jest w nich; są złe.
Te tkliwe; a te gładkie i mdłe.
Te są do śmiechu.
Te się skarżą; – te płaczą. 
Te są skromne. – A to litościwy,
osaczony wkoło przez pokrzywy. – – 
(zapatrzona w łąkę)
A kto to tak ten ogród ściele?
(patrzy w górę)
Sklepienie duże – jak w kościele.
(idąc na kolanach)
Jestem w kościele z niemi,
sama kwiat uklękły przy ziemi. –
(chyli głowę ku ziemi)
Czuję dech ich oddechu.
(ręką w powietrzu miotając)
Polatująca muszko,
czyś jest już wolną duszką?
W błękicie skrzydły goni
i dzwoni, skrzydłem dzwoni.
(pokazuje koło siebie)
To jest pasożyt; – słodycz pije
z nich bezbronnych; krwią ich żyje.
Ach, osa – pójdź precz! – Wracasz do mnie?
(potakując)
Wiem, to królowa osa.
Jej Królewska Mość zawsze mnie lubiła
jak świeże ciasto.
(dziękując)
Daj ci Boże zdrowie,
a po śmierci: niebiosa.
(do kwiatów)
Sami koło mnie: królowe i królowie.
Mocarze świata kłaniają mi się za wiatrem.
(rozdaje ukłony) 
Nawzajem, nawzajem, nawzajem.
Myśl myślą, zwyczaj zwyczajem.
(znów przyklęka)
Grzeszna jestem i ufam tylko miłosierdziu waszemu; a wy przebaczycie mi.
(wiatr kłoni trawy)
Wyznaję wam tu prawdę, o której wiecie i przed prawdą moją uchylacie głów.
(wiatr kłoni trawy)
Czyli mogę liczyć na litość waszą?
Czy tylko wiatr ku litości chyli wam głowy?
Czy wy czujecie – czyli w takt mej mowy
powiew was gnie – jak ludzi?
(nasłuchuje)
Dochowacie mi tajemnicy?
(wiatr kłoni trawy)
Dochowamy.
Czyli skłamiecie tak, jak ludzie kłamią?
(wpatruje się; kwiaty stoją w ciszy)
Nie skłamiemy.
(przestrzegając)
Bo ludzie przysięgę łamią.
Wiecie? – – – Wiemy.
(przytakuje)
Kto z ludzi mówi prawdę?
(nasłuchuje)
Niemy.
(przytakuje)
Kto wiary dochowa?
(nasłuchuje)
Umarły.
(przytakuje)
Kto szczęśliwszy: czy ten, co się rodzi,
czyli za kim się wrota zawarły
lub ziemi przysuła gruda?
Czy kto nad ziemią fruwa,
czy ten, co po niej chodzi?
Czy lepiej, że mrą starzy, 
czy lepiej, żeby marli młodzi? – –
A jak się zowie świat?
(nasłuchuje)
Obłuda.
(powstaje)
(śpiewa)
Oj, chciałabym to wiedzieć,
żeby umieć powiedzieć;
żebym kwiat ten trafiła,
co z mym sercem związany:
gdyby kwiat był zerwany,
ja bym wtedy nie żyła.
Szukam kwiatu przez pola, 
bo mi życie niewola:
Wtedy bym się cieszyła,
gdybym kwiat ten trafiła;
gdyby kwiat był zerwany,
już bym wtedy nie żyła. 
(przestaje śpiewać)
A kto to jest świat?
(trawy się kłonią)
To wy!
(zrywa się)
A to chodźcie do wianka.
Przyjdzie tu kosiarz, co was porówna.
(zrywa kwiaty)
Pozwólcie, że was wyróżnię prze porównaniem, 
dla uwicia z was równianki. – A to dla pamięci,
zanim o was zapomnę. – – Aby wiadomo było, że
mam duszę, dla poznaki ubiorę się we wieniec.
Nie dziwcie się, że was zrywam; taki jest zwyczaj. 
Umieranie jest zwyczajem. Pomrzecie z moją myślą
na mej głowie. 
(tymczasem wije wieniec)
(kładzie sobie wieniec na głowę)
(wesoło:)
Jestem bez grzechu, jestem dziewczyna;
ino mi w wieńcu marnie.
(śpiewa)
Kocham, kocham. – Kochałam, kocham:
miły mnie nie przygarnie.
(płacze)
(śpiewa przez łzy)
Wieniec mój, wieniec; – –
rwałam go sama i wiążę.
Na ciebie czekam, na ciebie czekam,
kochanku – – 
(kłania się, mówi)
Mości Książę.
(śpiewa)
Wianek, wion na mojej głowie,
Hej la li – he li la la…
(mówi)
Rozum mi się zmieszał – – 
(nasłuchuje swoich słów)
w mowie.
(śpiewa)
Hej la li……
(śmieje się)
(chwilę zasłuchana w swój śmiech)
Słuchaj: jak to ptaszę śpiewa;
ptaszę to jest tu…
(przytyka ręką usta)
(drętwieje w trwodze)
 Bóg się gniewa – – 
(przyciska ręką serce)
Ptaszę śpiewa – – 
(kładzie palec na ustach) 
Cyt – duszo – do snu – – 
(kładzie się na łące)
(nuci)
W sen mnie matka ukołysze,
do snu w kolebie.
Będą króle i dworzany
na mym pogrzebie. 
(zrywa się)
Ty nie matka! – Ty od szatana gadzie!
(patrzy w niebo)
(roztwiera szeroko oczy)
O jak jasno: – Anioł kładzie
na lica dłonie;
głaszcze włosy, plecie kłosy…
(nagle)
Uciekł!
(biegnie przez murawę za ważką)
O tu! – – 
(nad wodą, krzyczy:) 
Tonie!!
(opiera się o starą spróchniałą wierzbę)
A, muszę się uczesać, zapleść.
(rozplata włosy)
To mnie matka zapletła – ale źle.
To nie matka…
(przytomniejąc)
Cóż ja? – – Przecie mnie to nie matka zapletła dzisiaj warkocze.
(śpiewa)
Dzisiaj, wczoraj – woda bieży.
Jutro – …..
(urywa)
(przypominając)
Co jutro? – 
(wzrusza ramionami)
(mruga)
Ja wiem. – Jutro będą mnie chcieli związać; do
 trumny zamknąć. Oni: król, królowa.
(śpiewa)
A on mnie nie obroni.
(pomrukując)
Związać się nie dam.
(namyśla się)
Oni mnie nie znajdą.
(śmieje się, śpiewa:)
Szukali, szukali;
po lasach chodzili..
Wołali, w dłonie hukali.
Wiatr głos niósł w oddali
po wrzosie, po fali; – 
zaklętej dziewczyny – – 
(mówi) 
nie znaleźli.
(śpiewa)
Znaleźli, znaleźli
na wodzie, na fali; 
od smutku, od żalu – – 
w oddali…
(słucha)
Woda mruczy: –
(naśladuje)
Mru, mru, trulululu, mru. –
Umrę, nie umrę; umrę, nie umrę…
(mówi, jakby woda do niej mówiła:)
Schyl się ku mnie – umrę, nie umrę.
(zwierza się)
Ja mieszkam tam, w zamczysku.
(wskazuje, z mocą:)
Oni myśleli, że mnie żyć przymuszą
na swoich kłamstw pościeli
i w kole zbrodni! –
że duszę we mnie zdepcą, że ją zgłuszą
ziemscy królowie niegodni.
(zwierzając się wierzbie, ze smutkiem)
Ja nie umiałam mówić – nie umiałam.
(kłania się)
Wasza Książęca Miłość wybaczy, ale ich Królewskie Miłoście chcą, żebym była papla.
(kłania się)
Wasza Książęca Miłość – – – 
(jakby czyje słowa powtarzała:)
Trzeba się umieć kłaniać.
(dyga, całuje się w rękę)
Dobrze, tatusiu.
(jakby czyje słowa powtarzała:)
W ukłonie należy zginać karku.
(całuje się w rękę)
Dobrze, ojcze.
(jakby kogo spostrzegła)
(kłania się)
Ich Królewskie Wysokości – padam do nóg.
(w wybuchu złości:)
Ty to nie wiesz, że ja cię kocham! kocham, kocham! Ty ze mnie drwisz, szydzisz; bawisz się mną jak dzieckiem. Ty to nie masz serca! Nie masz! Nie masz! Nie masz!
(śmieje się)
On jest szalony – on jest szalony. On nie wie, co mówi. – – 
(domyślnie)
Ja muszę być jak on. 
(usiada nad wodą, na chylącej się wierzbie, na której
wiszą wianki powiędłe)
To jest mój wczorajszy wieniec. – A ten zawiłam
dzisiaj rano. – 
(skrzywiła usta)
Zwiędły.
(poważnie)
Czas na mnie. Niezadługo zawołają mię do domu. 
I ojciec wróci. I ja się ustroję. – 
(obejmując pień drzewa)
A tu mi dobrze.
(z trwogą)
Nie pójdę! 
(śpiewa)
Liść twój siny, sine kosy,
wierzbo, wierzbino,
Twój kochany jutro wróci.
Nie płacz, dziewczyno. –
Dzień się dłuży, łza cię smuci,
dziewczę, dziewczyno.
Jutro wróci – fala nuci:
łzy twoje miną.
(patrzy na wodę)
(zamyślona; z wyrachowaniem)
On się musi ubierać tak, jak ja chcę. Nauczę go też kłaniać się i wszystkiego, czego mię ojciec mój uczył, a co mu wyjdzie na dobre – ale niech się strzeże trutki na szczury. 
(śpiewa)
Idźże, panno, idź do zamku;
narwij kwiatów świeżych z łąk;
weź ich pęk do rąk.
Dasz każdemu takie zioło,
jaki grzech mu plami czoło.
(chyli się nad wodę)
A te wianki, te moje
na wodę pójdą ze mną.
Ja żyłam – nadaremno.
Ja – się – żyć – boję…
(gałąź osuwa się z nią ku wodzie)
(śpiewa)
Jest ci śpiewka śpiewana,
taką śpiewkę śpiewuję;
co się w sercu dzieje, co się w sercu dzieje,
ze śpiewki to zgaduję.
(obrywa gałązki wierzbiny)

We wianeczku z wierzbiny
najprzystojniej mi będzie.
Koniec mojej kolędzie,
poniechanej dziewczyny.

Jak mię woda utopi,
przyjdą kopać dół chłopi.
We wianeczku dziewczyna,
do wianeczka wierzbina.

Taka śpiewka śpiewana,
taką śpiewkę śpiewuję;
co się w sercu dzieje, co się w sercu dzieje,
to się śpiewki zgaduję.

(patrzy we wodę i słucha)
Woda szemrze: mru, mru, mru; – umrę, nie umrę – – –
(śpiewa)
Woda śpiewa – ptaszę śpiewa;
gałązka się rwie.
Sen się zacznie – sen się skończy.
W śnie było jak w śnie.
(wierzba koroną gałęzi opada we wodę)
Wieniec – mój wieniec;
rwałam go sama i wiążę. – – –
Na ciebie czekam, na ciebie czekam,
(osuwa się we wodę)
kochanku – – Mości Książę.
(woda ją zalewa)
(dusi się wodą)
(ginie pod falą).


 [1905-1906]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz