9/06/2014

Renata Putzlacher - OFELIA

OFELIA



Gdzieś może się wałęsa
moja miłość boso
więc klepię pacierz
jak dziad stary tępą kosę
I słyszę od łąk błotnych
lecące wołanie
więc w zimnych dłoniach mnę
łańcucha różaniec

I w popiół po ognisku
wtykam zbędne szczapy
a zziębły miesiąc
grzeje przy nim srebrne łapy
Pies wyje do księżyca
o drogę go pyta
a ja na trawie leżę
złakniona niesyta

Gdzieś nie zerwany owoc
pulsuje na drzewie
a stada żab się duszą
w wieczornym zaśpiewie

Więc nad głęboką wodę
uciekam ze stadła
i rozkładam nocy
białe prześcieradła
Bóg śpi snem chłopa
nie zna czarów mych z bielizną
i tego że już księżyc
dachy stodół liznął

Aż wreszcie jedna wrota
gościnne rozwarła
tu spocznie w aurze siennej
Ofelia umarła
Na pachnących trawach
zwiędłych retrospekcjach
podciętych ostrą kosą
Na przegranych lekcjach

Gdzieś tam się pod reglami
ma młodość przemyka
nie o mnie tamten zaśpiew
dzieciństwa muzyka

Bo miłość była górą
ja zawsze doliną
i wzbierał we mnie ferment
jak zepsute wino
Więc kładę się na mieczach
nastroszonej trawy
ty mnie nie kochaj miły
Ty mnie miły zabij

Bo zaśpiew sennej trawy
koi mnie zaprasza
Ty sam odejdziesz nocą
z miłości poddasza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz